czwartek, 23 listopada 2017

Leniwe z masłem raz, proszę !



To zdanie, w nowohuckim Barze Centralnym słyszałam wielokrotnie. Czasem, pracownica baru wydająca dania wzywała po pierogi ruskie, czasem po kotleta mielonego z ziemniakami, jednak ja, tytułem mojego wpisu uczyniłam najczęściej zamawiane przeze mnie danie - pierogi leniwe z masłem. Właściwie to z określeniem „pierogi leniwe”, spotkałam się po raz pierwszy dopiero w Barze Centralnym, bowiem w regionie z którego pochodzę, czyli Południowe Podlasie, danie to określa się kluskami leniwymi. Mimo odmiennej nazwy cała reszta się zgadza. Zrobione z serowego ciasta, polane masłem z bułką tartą i posypane cukrem pudrem, który momentalnie rozpuszcza się na maślanej omaście, stanowią jedno z lepszych kulinarnych doznań tego miejsca.

Wchodząc do baru niemalże za każdym razem uderza mnie zapach podawanych tu dań – domowej jarzynowej z lanymi kluskami czy zasmażanej kapusty. Zawsze jako pierwszy reaguje zmysł węchu, zaraz potem słuch, który przyzwyczaja nas do panującego tam gwaru. Rozmowy i odgłosy z kuchni przerywane są co jakiś czas wezwaniami po odbiór porcji naleśników z serem.

Bar Centralny istnieje od ponad pięćdziesięciu lat, nieustannie, w tym samym miejscu. Otwarto go tuż po wybudowaniu Nowej Huty, by pracownicy Kombinatu mieli dostęp do domowych, niedrogich posiłków. Jest to prawdopodobnie jedyne takie miejsce, które przetrwało próbę czasu i utrzymało swój charakter. W okresie PRL - u podobnych barów mlecznych na terenie Nowej Huty było znacznie więcej. Obecnie tylko nieliczne z nich wciąż istnieją. 

Dziś Bar Centralny stanowi nie lada atrakcję i żywy relikt poprzedniego ustroju. Zlokalizowany tuż przy Placu Centralnym, przyciąga wielu zagranicznych turystów, chcących poczuć klimat czasów i egzotykę byłego systemu. Jednak to nie zagraniczni przyjezdni stanowią większość przychodzących tu osób, są to przede wszystkim mieszkańcy Nowej Huty - wiekowi emeryci, którzy miejsce to znają jeszcze z czasów swojej młodości, kiedy wielu z nich pracowało w Hucie im. Lenina.


Przekraczając próg Baru Centralnego zawsze kieruję się na koniec kolejki, czynność ta jest tak naturalna i automatyczna, że dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że zachowanie to, jest w pewien sposób egzekwowane przez samo miejsce i stanowi element bardziej złożonego mechanizmu. Nie zauważyłam, by przychodzący tu klienci w pierwszej kolejności siadali do stolików i przy nich zastanawiali się nad wyborem posiłku. Każdy kto tu przychodzi automatycznie kieruje się na koniec kolejki i to właśnie tam podejmuje jedną z ważniejszych kulinarnych decyzji swojego dnia. 

Fakt, że Bar Centralny jest jedynym takim miejscem w centrum Nowej Huty sprawia, że niemal o każdej porze dnia jest w nim tłoczno. Próbowałam przychodzić tu o różnych porach, by sprawdzić możliwą hipotezę, czy to tylko pora obiadowa przyciąga tak wielu klientów. Jak się jednak okazało, niezależnie od pory dnia, kolejka stanowi stały element tego miejsca. Każdy klient Baru Centralnego niezależnie od wieku, statusu materialnego czy pozycji społecznej w pierwszej kolejności kieruje się na jej koniec. Tu nie ma wyjątków, a w kolejce każdy jest równy i swoje odstać musi. Niekiedy czas oczekiwania wynosi 10 minut, czasem bywa to nawet pół godziny. Nikt tu jednak nie narzeka, nikt nikogo nie pospiesza, a czas spędzony na oczekiwaniu wykorzystuje na rozmowy, czy podejmowanie trudnej osobistej decyzji „ co by tu dziś zjeść”. 

Po złożeniu zamówienia w okienku, gdzie wydawane są także posiłki, klienci przechodzą do kolejnego, w którym należy uiścić opłatę za zamówione dania. Następnie każdy z zamawiających podejmuje próbę znalezienia wolnego miejsca przy stoliku, która nie zawsze bywa łatwa. Z powodu popularności Baru Centralnego, a także ograniczonej ilości miejsc siedzących, niektórzy z tutejszych bywalców wykorzystują możliwość zamówienia dań na wynos. Nad okienkiem widnieje wymowna informacja, że ilość zamawianych dań nie może przekroczyć 5 porcji na osobę.


Kto przychodzi do Baru Centralnego? Wszyscy. Myślę, że to określenie jest jak najbardziej trafne. Ceny dań nie przekraczają 7 zł za porcję, co sprawia, że prawdopodobnie każdego stać tutaj na ciepły posiłek. Przez kilka miesięcy moich obserwacji mogłam spotkać w barze wiele różnych osób - od bezdomnych, czy ubogich emerytów po matki z dziećmi, pracowników nowohuckich firm czy zagranicznych turystów. Z niektórymi z nich udało mi się zamienić kilka zdań, a czasem nawet zjeść wspólnie posiłek, gdyż dosiadanie się do zajętych stolików, nie jest tu niczym niespotykanym.

Tak właśnie poznałam pana Zbigniewa, starszego pana, który zagadał do mnie w kolejce, po czym dosiadł się do mojego stolika. Do baru przychodzi niemalże od początku jego istnienia. Zapytany przeze mnie czy miejsce to, zmieniło się na przestrzeni lat odpowiedział, że nie bardzo. Kolejka zawsze rozciąga się na co najmniej kilkanaście osób, a smażone jajko z ziemniakami nadal jest smażone, a nie odgrzewane w kuchence mikrofalowej. On sam natomiast, ma tu swój specjalny zestaw, którego nie ma w dostępnym na ścianie jadłospisie.

Pan Zbigniew jako młody chłopak przyjechał do Nowej Huty za pracą, jak wielu innych młodych ludzi, którzy uwierzyli w ideę miasta stworzonego dla nich. Dziś to oni stanowią głównych klientów Baru Centralnego . Wielu z nich to miejsce zapewnia jedyny ciepły posiłek, na który mogą sobie pozwolić, żyjąc jedynie za swoje niewielkie emerytury, co podkreślał starszy mężczyzna, którego spotykałam niemalże za każdym razem moich pobytów w barze. Przychodzi tu ze swoim słoikiem, a w torbie ma bochen chleba, z którego odłamuje niewielkie kawałki, jedząc porcję zupy za 2zł 37 gr.

Swoisty rytm Baru Centralnego oraz spotkani tu ludzie sprawiają, że miejsce to, jest na swój sposób wyjątkowe. Nawet fakt, że bar staje się coraz bardziej popularny wśród turystów odwiedzających Kraków, nie wpływa znacząco na to miejsce, które żyje swoim życiem i funkcjonuje niezmiennie, w ten sam sposób od ponad 50 lat. Tu w dalszym ciągu władzę sprawują panie z kuchni, które utrzymują ład i porządek, a do obcokrajowców próbujących złożyć zamówienie, głośno i wyraźnie odpowiadają po Polsku, że pierogi z mięsem się już skończyły i w zamian mogą dostać ruskie. W Barze Centralnym stali bywalcy mają swoje ulubione stoliki, tak jak ten tuż przy zmywaku, przy którym można uraczyć się niedokończonymi daniami. Jedyną osobą, mogącą to utrudnić jest Pani Zmywająca, od której nastroju i dobrej woli zależy, czy tego dnia dane im będzie dokończyć kotleta, czy tylko trochę ziemniaków z surówką.

fot. Tomasz Wawer
p.p.