wtorek, 21 marca 2017

Opowieści sąsiedzkie


7 grudnia 2016 w Teatrze Ludowym braliśmy udział w spotkaniu z mieszkańcami Nowej Huty. Odbyło się ono pod hasłem „Opowieści sąsiedzkie”. W ten sposób rozpoczęliśmy realizację projektu, w którym nowohuckie miejsca zamierzamy ukazać w taki sposób, w jaki postrzegane są przez mieszkańców dzielnicy. Spotkanie prowadził pan Andrzej Franczyk - wieloletni aktor Teatru Ludowego, rodowity mieszkaniec Nowej Huty. Uczestnicy spotkania dzielili się wspomnieniami związanymi z ich dzielnicą i udowodnili, że nowohucka przestrzeń jest dla mieszkańców niezwykle silnie znacząca. Tutejsza architektura jest dla niektórych tak funkcjonalna, że niektórzy wręcz „do 15 roku życia praktycznie nie wychodzili z osiedla”. Wielu chciałoby, żeby pewne miejsca „wróciły” i że „takich miejsc, jak kiedyś, już nie ma". Pamięć o przeszłości bywa tak silna, że część mieszkańców „nadal chodzi pod Radę Narodową", „z B1 tramwajem odjeżdża”. Dla pewnego grona Nowohucian powodem do dumy jest to, że „przyjezdni kapitulują, kiedy widzą, ile w Hucie jest parków, zieleni”… Notowaliśmy, obserwowaliśmy, czuwaliśmy - antropolodzy.

Wydarzenie rejestrowała kamera.




fot. Teatr Ludowy w Krakowie 


Już przy wejściu zwróciliśmy uwagę na atmosferę i zachowanie przybyłych, które wskazywało na rodzaj istniejącej między nimi relacji - większość naszych gości to dawni znajomi, sąsiedzi bądź lokalni aktywiści. Pierwsze przemyślenia, że fiasko, gdyż mamy średnią wieku na oko emerytalną, a były nadzieje na przyciągnięcie młodych. Dostrzegalny jest stolik z osobami w wieku studenckim, jednak odłącza się kwadrans po rozpoczęciu spotkania przez pana Andrzeja Franczyka, dołącza do swojej grupy, pomylił sale (ulotki w towarzyskich miejscach typu kawiarnio-kluby mogły nie zadziałać, czy tu jest koalicja „starych bywalców”, „ulotkobiorców” klubokawiarni?). Nasz stolik znajduje się w rogu sali, jest z niego komfortowy widok na rozwój akcji i jest trochę, co nie odstraszyło na szczęście zebranych (nie odcisnęliśmy na nastroju piętna pt. „egzaminujemy tu was”), lożą dla wybranych. Zgadzamy się później, że im mniejszy dystans, brak mikrofonu, spotkanie, tym lepiej. Są tu teatralne nasze koordynatorki, na których twarzach odcisnęło się wraz z początkiem spotkania coś pomiędzy ciekawością a uśmiechem (i pozostało tak już aż do końca).


Interesuje nas wszystko. Widma wspomnień o przedmiotach, incydentach. Emocje, miejsca. Miejsca szczególnie. Pan Andrzej otwiera wspomnieniem o incydencie pacyfikowania demonstracji przez ZOMO, po której jeden z ZOMO-wców nie zdążył wrócić do samochodu, przez co został dotkliwie pobity przez zebranych demonstrantów. Aktor wyraził dumę z tego, że wtedy ktoś z tłumu krzyknął „zostawcie go!” i odprowadzono go do apteki, by mógł zostać opatrzony – dumę, że stało się to w Hucie. Egzystencjalna sytuacja człowieka, ideowa „powinność” (?), padają słowa „mała liryka”, otwarcie sentymentalne. Spowodowana odmiennym od wymarzonego startem spotkania mogła być frustracja i ochota na obniżenie poziomu uwagi, lecz akceptujemy myśl, że to serendipity (w antropologii potencjalnie owocny przypadek/zaburzenie planów) i uruchomiamy wszyscy podobny mechanizm zachowania na spotkaniu: mamy własny plan eksploracyjny, wstępnie wybrane miejsca, „a nuż się coś dla nas dobrego przydarzy”, nie zaś „a jeśli tu będzie tylko na jedną modłę?”. 


Po mniej więcej trzydziestu minutach od rozpoczęcia zaprezentowany zostaje film Kroniki nowohuckie (produkcja Ośrodka Kultury im. C. K.), oglądamy na małym dość telewizorze w górnym rogu sali, słabo dla niektórych czytelnym. W filmie kombinat z patetyczno--fabryczną muzyką w tle, mowa o architektach, którzy bronili się przed „klasycyzmem rosyjskim”. Młodzi mieszkańcy o „dziwacznej fajności” Huty („miasto dla superbohatera”) . W dokumencie pojawia się pani, która pracowała w Empiku na Placu Centralnym, pamiętana przez stałych bywalców, teraz sprzedaje obwarzanki. Mówi o wystroju tego starego Empiku, wystrój był „wysmakowany” (epitet ten pojawia się także w późniejszej rozmowie o architekturze wnętrz). Nowohucki pisarz powiewa czerwoną flagą na dachu osiedlowym, mówi o przeszłości w kategoriach „my”, „mieliśmy”, pokazuje Aleję Róż. Dalej mowa o alternatywnych metodach sabotowania leninowego pomnika (o walerianie i zanieczyszczających pomnik kotach), o parze, która poznała się na ławce w Hucie i dziś wspólnie podróżuje (na naszym spotkaniu pani prowadząca bloga Nowa Huta: Piękna, czy Bestia powie, że też poznała męża w Nowej Hucie, na koncercie Dżemu w NCK). 


Nauczycielka nowohucka wspomina o tym, że jej uczniowie mieli problem z przyswojeniem frazy „urodziłem się w Krakowie”. Pojawia się także uwaga, iż „wszystko można było dostać w Nowej Hucie”, jeździło się „czwórką”, albo 100 km po dywan. „Atuty” socjalistycznego oblicza Huty wymieniane są z uśmiechami, nutą nostalgii i dumy w głosie. Wątek ten przeradza się nawet w ciekawą konfrontację pomiędzy dwiema wizjami Huty – Huty wspominanej, pełnej ludzi, radości, gwaru („żywe łąki, Kopiec Wandy, tryskające radością dzieci”) oraz, z drugiej strony, miejsca pustego, pozbawionego życia („miasto starych ludzi”) - popularny porządek rozumienia polityczno-społecznego doświadczenia, jakim obarczono, tworząc użyteczny poniekąd stereotyp, Nową Hutę. Jacek Gądecki w studium „I love NH” pisze: Mamy więc w przypadku Huty do czynienia z fotoplastykonem reprezentacji – od początkowej wizji absolutnego sukcesu władz państwowych i budowniczych po wizję końca nieudanego eksperymentu społeczno-urbanistycznego, która zdominowała jej obraz pod koniec XX wieku (Gądecki 2012, s. 16). Pojawiło się na spotkaniu mediujące pomiędzy biegunowymi wizjami stanowisko przewodnika nowohuckiego, który wyraził przypuszczenie, że nie w sposób szczególny Nowa Huta, lecz „wszystkie miasta tracą żywotność dziecięcą”, gdyż zmieniają się warunki i sposób wychowania, technologia. Zauważył, iż „kiedyś” dbano o przestrzeń wspólną, pamięta, że jego „dziadek z kozikiem chodził, szczepił drzewka i pielęgnował zieleń”. Przewodnik wspomina także, nie tylko on zresztą, o „czarnym PR-e Huty”, mówi o dobrych warunkach mieszkaniowych („takie mieszkania w danym standardzie 70 m2, dziś 49 m2”), przypomina o kopule dla Czarnobyla, wybudowanej w Hucie, o czym „nikt dziś nie pamięta”, mówi o „na siłę sentymentalizującym powracaniu do stanu wojennego”. Przewodnik wspomniał także o „miejscach reprezentacyjnych”: Pałac Dożów, „nowohucka Wenecja” i „nowohucki Paryż”.


Pojawiały się świadectwa spokojnego codziennego życia w dawnej Hucie, podparte stwierdzeniami typu „no, ale przede wszystkim, to...”, jakby deklaracje, że dobrze się (i jest tu często odnośnik, jest przemilczane „przecież”) tu żyło, z dnia na dzień, „miło wspominam, miło wspominam Dom Robotnika”. Odczuwamy faktycznie bliskość, Nowa Huta wspominana powiększa nasze o niej imaginarium. Drobiazgi z życia codziennego (np. dawne lodówki-wywietrzniki przy parapetach) pozwalają „dotknąć” na chwilę przeszłości w jej nieistniejącym już kolorycie. Pamięć o przeszłości pozostała w języku, ciągle się mówi „pod radę” idę, „z B1 tramwajem odjeżdżam”. Ktoś dopowiada o ogródkach publicznych, które ludzie pielęgnują jak swoje własne, niekoniecznie akurat te przed własnymi oknami. Relacja sąsiedzka o starszym panu, który od wielu lat zajmuje się ogródkiem pod oknem naszego gościa. Uwaga, że nie przywłaszcza sobie tego kawałka ziemi, robi to, „aby było przyjemniej”. Dba o przestrzeń.


Były także paradoksy, bo czy można jednocześnie powiedzieć, że na łąki już nikt nie przychodzi i jednocześnie tętnią one życiem? „Nowa Huta jest zaprojektowana przez ludzi dla ludzi”, „ludzie przyjeżdżają tu ze stereotypami, a potem nie chcą się już wyprowadzać”, „objawia się dbałość o człowieka w systemie komunistycznym”, przyjezdni w Hucie czują się dobrze, zapewne dlatego, że miasto zaplanowano dla ludności „z zewnątrz”. W wypowiedziach nierzadko wybrzmiewa odrębność Nowej Huty, jej tanie bary mleczne, w których „pachnie jedzeniem” i zieleń, która zachwyca (z naszych obserwacji wynika, że świadomość własnej przestrzeni miejskiej, jej funkcji integrującej społeczność, postrzeganie jej jako będącej „w służbie” mieszkańcom oraz wyróżnianie dużej ilości zieleni jako cechy charakterystycznej dla Nowej Huty, nierzadko stawianej w opozycji do Krakowa, to częste deklaracje nowohucian – zarówno dojrzałych, jak i tych „mowych”).


Spotkanie miało skonwencjonalizowaną formułę: nuta szczerości, wyznań i sąsiedzkiej atmosfery, trudna do przeistoczenia forma, oparta na pewnym rodzaju milczącej zgody uczestników takiego „widowiska” na ustanowienie w czasie jego trwania więzi wspólnej historii, tożsamości, satysfakcji z obcowania z sąsiadem, z którym dzieli się wspólne doświadczenie historyczne, zawiązuje (lub ponawia) się z nim więź społeczną – wchodząc, stajesz się członkiem unii, trochę nie wypada tu nie wchodzić w wysokie emocje. Wszystko to dobre, ale odbywać się może za koszt podporządkowania opowieści, świadectw, uwag zebranych narzuconym, uproszczonym kategoriom i gotowym dyskursom, a więc za koszt szczerej, indywidualnej refleksji o przeszłości i teraźniejszości Nowej Huty, dialektyce jej przemian itp., refleksji zawieszającej emocjonalny nastrój wspólnoty.


Po naszej prośbie uwaga na ok. pół godziny zostaje skierowana skutecznie wyłącznie na miejsca: wspominane są galerie artystów „pod chmurką” na przystankach, Moda Polska, powszechne pikniki na łąkach, Arkadia (teraz bank), gdzie tańczące kobiety w piórach, gdzie przy wejściu ktoś sprawdza, czy wchodzący mają odpowiednie odzienie. Mowa o „szale frytek i coli” (z dużym sentymentem i emfazą o coli-emblemacie „wielkiego świata”, kojarzona z silnymi emocjami i młodością). Światowit i Świt, imponujące sale kinowe, Markiza na Placu Centralnym, gdzie „rozsadzające mózg” pepsi, architektonicznie ciekawe przedszkole J. Muzykanta i żłobek w Centrum A. Dlaczego potańcówki w Hucie były „PRL-owskie”, jak słyszymy, nie zaś po prostu „potańcówki”


Podziękowania skierowane do przybyłych, chwilowe zamieszanie, ubierane kurtki, odchodzenie od stolików. W trakcie krótkiej chwili klubokawiarnia znowu pozostaje zwykłą klubokawiarnią, mało gości wewnątrz, większość wychodzi i kieruje się prawdopodobnie do swoich mieszkań. Niektórzy przystają na papierosa, by porozmawiać jeszcze chwilę, inni wychodzą w ciemność wieczoru, rozświetloną ulicznymi lampami. Nowohucka przestrzeń stała się bliższa o włos.


Zastanawiamy się, jak można było lepiej poprowadzić to spotkanie, co zrobić, żeby goście zrozumieli koncepcję naszych badań, być może powinniśmy byli zabrać głos? Lecz spotkanie zagęszcza, rodzi burzliwą dyskusję po, w trakcie spotkania na laboratorium. Przestrzeń Nowej Huty, tak silnie w swej strukturze symboliczna, to miejsce w szczególny sposób sensotwórcze, być może warunkujące tym samym sposób o nim pamiętania. Jako miasto-projekt, Nowa Huta ma ciężar własnej symboliki niejako „wpisany” w samą siebie od samego początku – nasi goście musieli się zatem na owej symbolice oprzeć. Wiążą się z tym miejscem silne emocje, „trud przeszłości”, może jego symbolika jest tak wyraźna, gdyż nie zdołała jeszcze obrosnąć mnogością interpretacji? Może dociekliwość, reinterpretowanie, stymulowanie tej mnogości stanie się naszym udziałem?


„Aleja Róż kiedyś naprawdę była Aleją Róż”. Silny sentyment. Czy w dyskursie pamięci o przeszłości Nowej Huty nie gubi się przypadkiem porządek podmiot (ważniejszy zawsze) - przedmiot, kosztem utraty obecności „przeciętnego” człowieka w jego teraźniejszości, sprawach codziennych, w jego „dziś”? „Wywołanych” zostało co najmniej kilka intrygujących dla nas kierunków, których szlakami część z nas podąży w trakcie swoich indywidualnych badań terenowych w ramach projektu. Był to początek, spotkanie coś uruchomiło, jest energia w układzie.


t.w

czwartek, 16 marca 2017

Opis projektu


Projekt 
Życiorysy Nowej Huty jest próbą połączenia dwóch perspektyw: antropologicznej i teatralnej, po to by opowiedzieć historie miejsc w Nowej Hucie z perspektywy wybranych grup mieszkańców dzielnicy. Głównym założeniem jest wytworzenie przestrzeni, w ramach której wspomniane perspektywy – badawcza i artystyczna, wpływają na siebie, dopełniają się, a czasem nawet konfrontują na płaszczyźnie refleksji, doświadczenia i wiedzy. Wspólna praca studentów i studentek antropologii z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej UJ, dramaturga i reżyserki teatralnej oraz aktorów i aktorek Teatru Ludowego w Krakowie nad zbudowaniem żywego archiwum mieszkańców i miejsc Nowej Huty, ma umożliwić stworzenie formy narracji teatralnej lub parateatralnej, która pozwoliłaby oddać głos oddolnym historiom i uczynić je widocznymi i obecnymi w przestrzeni publicznej. Z jednej strony projekt jest próbą „odczarowania” Nowej Huty postrzeganej najczęściej jednowymiarowo, w kontekście jej socjalistycznej przeszłości. Próba uzupełnienia „oficjalnej” historii dzielnicy wiąże się z przedstawieniem historii oddolnych, na które składałaby się codzienne narracje jej mieszkańców – życiorysy miejsc i zwykłych ludzi z nimi związanych.  

Z drugiej, połączenie sił sztuk performatywnych i etnografii może stać się strategiczną metodą inspirowania kultury i ożywienia dzielnicy. Zakładamy, że to nie planiści czy inwestorzy oraz politycy, ale przede wszystkim mieszkańcy (przy wsparciu badaczy przestrzeni miejskich i artystów) są tymi, którzy wspólnie mogą się przyczynić do kształtowania obecnego stanu, jak i przyszłości Nowej Huty. Nie można zapominać, że bardzo często akty modernizacji i transformacji dzielnicy, tłumaczone potrzebami ekonomicznymi i politycznymi, obejmują nie tylko wymazywanie warstw przeszłości i indywidualnych narracji, ale i ignorowanie współczesnej troski o miejsca i sprawczości jej mieszkańców.

Stworzenie w ramach projektu teatralno-badawczego żywego archiwum Nowej Huty, ma ożywić ducha dzielnicy poprzez pamięć o wspólnocie między ludźmi, znanych i anonimowych sąsiadach, mało znanych miejscach, przestrzeniach i zdarzeniach, które znacząco zmieniły się w ciągu ostatnich lat. Nowa Huta może stać się miejskim laboratorium, w ramach którego zbadana zostanie przeżywana historia miasta oraz sprawczość jego mieszkańców.

Zależy nam więc, poprzez spotkania i gromadzenie narracji, na wypracowaniu dialogu międzypokoleniowego, wymianie doświadczeń oraz kształtowaniu przestrzeni wspólnych partycypacji. Zakładamy, że projekt jest skierowany zarówno do tych, którzy znają Nową Hutę, jak i do tych, którzy jej nie znają, ale chcieliby poszerzyć wiedzę na jej temat.   
                                        
Projekt Życiorysy Nowej Huty ma charakter procesualny. Składa się nań wiele etapów: poznawanie dzielnicy i jej mieszkańców poprzez wspólne spotkania w formie „opowieści sąsiedzkich”, przeprowadzenie badań etnograficznych (pogłębione rozmowy z mieszkańcami i obserwacja uczestnicząca), spotkania i praca z aktorami, dramaturgiem i reżyserem.

Zwieńczeniem projektu ma być stworzenie przez Gabrielę i Monikę Muskałę scenariusza i opartej na nim inscenizacji, w procesie twórczego wykorzystania i odegrania sytuacji i historii zapisanych w notatkach z badań etnograficznych.

Dodatkowo chcielibyśmy przygotować i opracować interaktywną mapę Nowej Huty, której celem jest uczynienie widocznymi wspomnień mieszkańców o miejscach i ich życiu w nich. Mapa ma być swoistym repozytorium zapisów uwzględniających wiele szczegółów i głosów uzyskanych na podstawie spotkań z mieszkańcami, rozmów z nimi i obserwacji ich życia. Na mapę składać się będzie bogata kolekcja danych/materiałów – audio, wizualnych, tekstowych, rejestrujących pamięciowy i zmysłowy wymiar dzielnicy.


Zapraszamy do śledzenia naszego bloga dokumentującego poszczególne etapy procesu badawczego oraz etapy pracy nad inscenizacją.